Strony

sobota, 2 stycznia 2016

Michael Vey - Więzień celi 25 - Recenzja książki - #23


Tytuł: Michael Vey - Więzień celi 25
Autor: Richard Paul Evans
Ilość stron: 362
Wydawnictwo: Fabryka Słów



Jestem MICHAEL VEY.
Jestem więźniem samego siebie. To moja historia. Może trochę dziwna, lecz moja.
Mam 14 lat i jestem zwyczajnym nastolatkiem jakich wielu. Jak ty i twoi rówieśnicy. Czasem zwracam na siebie uwagę przez moją chorobę - zespół Tourette'a - spokojnie, da się z tym żyć!
Mam w sobie coś jeszcze - prąd elektryczny. Nie wszyscy o tym wiedzą. To czyni mnie wyjątkowym. Z tego własnie powodu ktoś stara się mnie złapać.



Michael Vey to zwykły czternastolatek. Ale nie do końca... Pomijając to, że bohater ma zespół Tourette'a to potrafi gromadzić w sobie prąd elektryczny. Potem w wyniku emocji potrafi "strzelać" nim na zewnątrz. Chłopak skrycie podkochuje się w pięknej Taylor. Z powodu kilku wydarzeń dowiaduje się, że dziewczyna także skrywa tajemnicę. Od tego czasu zaczyna się ich przyjaźń i razem z przyjacielem Michael'a zakładają trzyosobowy klub.

Cała książka jest podzielona na cztery części, a w każdej znajduje się kilka rozdziałów. Każda z nich nie tylko dotyczy różnych wydarzeń, ale także narracja kilka razy ulega zmianie, co jest bardzo ciekawym urozmaiceniem dla czytelnika.

W pierwszej części mamy okazję poznać głównego bohatera. Dowiadujemy się kilku istotnych rzeczy o nim samym, a także o całym "elektrycznym problemie". To co mnie trochę zdenerwowało i czasami przeszkadzało w czytaniu to nieumiejętne przeskakiwanie pomiędzy tematami. Czytamy o jednej rzeczy i nagle przenosimy się do wspomnień z dzieciństwa. Albo się za bardzo czepiam, albo nie jest to do końca dopracowane.

Cała pierwsza część jest ogólnym wprowadzeniem i nie ma w niej za dużo akcji. Według mnie jest to minusem, ponieważ zanim dotrze się do ekscytujących momentów to można się zniechęcić.

W każdej z części widać, że autor dostosował język do bohaterów. Są to nastolatkowie i nie posługują się przepiękną mową. Tym bardziej i życiu codziennym. Pan Evans umieścił sporo powiedzonek, słów, których nie używa się w poważnych miejscach i według mnie jest to plusem.

Książkę polecam wszystkim na wolny dzień, ale uważam, że nie jest to obowiązkowa lektura i na pewno nie najlepsza. Szczerze myślałam, że będzie to nudniejsza historia, ale nie jest zła.
Czytelnicy z USA podobno bardzo lubią tę książkę i byli zadowoleni, kiedy wyszła kolejna część o przygodach elektrycznego chłopaka. W każdym razie - ja nie planuję przeczytania kolejnych części.

ŻYCZĘ MIŁEGO DNIA Z KSIĄŻKĄ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz